Wśród blogerek, ale też nieblogerek jestem wyjątkiem. Czy niechlubnym, tego nie wiem. Może, to co teraz o sobie napiszę definiuje mnie jako niekobiecą, albo przynajmniej kobiecą inaczej :D A może po prostu wolę co innego. Co sprawia, że często w kobiecym gronie patrzą na mnie jak na dziwaka? Nie lubię perfum.
Mam jedne, które dostałam od Sebastiana w tamtym roku. Jest jeszcze grubo ponad 3/4 opakowania. Lubię ich zapach, bo jest słodki, trochę ciężki i jednocześnie zmysłowy.
I to nie jest tak, że w ogóle drażnią mnie zapachy. Lubię czuć skoszoną trawę, truskawki, powietrze po deszczu. Długo jeszcze wymieniać. Jednak wspólną cechą tych aromatów jest to, że trwają chwilę i znikają, Nie prześladują mnie cały dzień. Nie duszą w autobusie. Nie wkradają mi się do nosa gdy jem ulubiony obiad. Wyjątkiem do tej pory były Candy.
Na spotkaniu blogerek otrzymałam perfumetkę o wdzięcznej nazwie Madame. Cóż się skrywa pod tym imieniem?
Nuty głowy: pomarańcza, bergamotka
Nuty serca: róża, jaśmin
Nuty bazowe: paczula, wetyweria, wanilia, piżmo
Czyli to co lubię. Połączenie owoców z ciężkim, lekko męskim piżmem.
Plusem perfumetki jest jej małe opakowanie. Świetnie nadaje się na wyjazdy lub do noszenia ze sobą w torebce. Zapach nie utrzymuje się bardzo dług - traci intensywność po kilku godzinach. Ale mi to akurat nie przeszkadza.
Cena takiego gadżetu to 9,90, a produkt znajdziecie TU. Oczywiście do wyboru jest wiele różnych kompozycji.
A jakie są Wasze ulubione zapachy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz