Kochani!
Jakiś czas temu w moje ręce wpadł kosmetyk, z którym nie miałam nigdy wcześniej do czynienia.
Peeling do ust marki Pat&Rub, bo o nim mowa, wtargnął do mojej kosmetyczki z hukiem i zrobił tam małą rewolucję.
Do tej pory aby wygładzić usta masowałam je miękką szczoteczką do ust. Efekt był zadowalający, ale przyjemność żadna.
Odkąd poznałam się z tym małym cudem, ścieranie martwego naskórka z ust stało się jednym z moich ulubionych zabiegów kosmetycznych.
25 mililitrów produktu zamknięte jest w bardzo estetycznym słoiczku.
Już samo opakowanie sprawia, że lubimy ten produkt. Jednak najmilsze jest w środku :)
Peeling składa się w 100% z naturalnych składników - jest kompozycją zdrowego cukru z brzozy oraz olejów i maseł roślinnych.
Podobno cukier z brzozy (ksylitol) ma działanie przeciwpróchnicze, ale nie mogę się na ten temat wypowiedzieć :) Choć dziur na pewno przez niego nie mam - jestem świeżo po przeglądzie u dentysty (trauma jak zawsze:/ ).
Jeśli chodzi o skład to producent wymienia:
Kompozycja:
ksylitololej migdałowy
masło mango
wyciąg z nawrotu lekarskiego
olejek z róży damasceńskiej
Wszystko brzmi pięknie, a jak jest w rzeczywistości?
Tak samo!
Peeling ma postać drobnego różowego cukru zanurzonego w lekkim olejku. Pięknie pachnie różą i tak samo smakuje (chwała temu kto wymyślił pączki z różanym nadzieniem!).
Jest bardzo delikatny. Nie drapie ust, ale dokładnie usuwa martwy naskórek. Usta są miękkie i wygładzone. Mam też wrażenie, że są bardziej różowe. Myślę jednak, że powodem jest po prostu regularny ich masaż, a nie piękny kolor peelingu :).
Zaletą jest też to, że po wykonaniu zabiegu produkt możemy zjeść! Bez wyrzutów sumienia, choć nie wiem ile ma kalorii :) Ale jest pyszny!
Niestety, nic nie jest doskonałe....
Największą wadą produktu (może nawet jedyną) jest jego cena. W regularnej sprzedaży kosztuje 49 zł (!).
Pocieszam się, że w listopadzie mam imieniny więc może Sebastian przeczyta ten post :) hahaha
Pozdrawiam
Katiuszka<3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz