Jakiś czas temu zauważyłam, że moja skóra się zmienia. Zawsze miałam suchą cerę, bez tendencji do błyszczenia się i przetłuszczania. Ostatnio jednak zauważyłam, że mimo iż nadal potrzebuje super nawilżenia, zdarza jej się trochę świecić - zwłaszcza w okolicach czoła (zdjęcia z Sylwestra boleśnie mi to uświadomiły :P )
Wydało mi się więc, że matujący podkład świetnie rozwiąże sprawę. Zaczęłam używać podkładu Rimmel Stay Matte w odcieniu 01 Ivory.
Powiem Wam, że po więcej niż miesiącu użytkowania nadal nie potrafię określić czy ten podkład mi służy, czy wręcz przeciwnie.
Pomyślicie, że zwariowała, ale ten kosmetyk ma większość cech podkładu idealnego oraz wiele cech podkładu - bubla. Jedna wielka sprzeczność.
1) Konsystencja jest bardzo gęsta, nigdy nie spotkałam się z tak kremowym podkładem. Gdybym miała tę konsystencję do czegoś porównać byłaby to chyba pasta do zębów :). Zapewnia to jednak niezwykłą wydajność, Już maleńka porcja wystarczy do posmarowania całej twarzy i zapewnienia jej krycia na odpowiednim poziomie. Maskuje wszelkie niedoskonałości i zaczerwienienia, za co go po prostu uwielbiam. Ale wystarczy wziąć ociupinkę za dużo i już mamy na twarzy okropną maskę.
2) Zlikwidował też to moje nieszczęsne świecenie. Pięknie matowi twarz na długie godziny. Ale też niesamowicie wręcz podkreśla suche skórki, nawet najmniejsze. Czasem nawet po peelingu było je widać.
Sama nie wiem co o nim myśleć. Raz go kocham, raz nienawidzę :) Jeśli nie macie problemu z suchym skórkami, to bierzcie w ciemno, inaczej się zastanówcie :)
A Wy jakie macie doświadczenia z tym podkładem?
Pozdrawiam
Katiuszka<3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz