Kochani!
Kilka miesięcy temu zaczęłam testowanie suchego olejku do ciała z firmy Eveline. Przyznam, że bardzo chciałam go wypróbować i miałam co do niego duże oczekiwania. Miałam nadzieję, że poprawi nawilżenie mojej skóry i lekko ją natłuści. Sami wiecie jak bardzo narzekam na suchość mojej skóry. Ciągle marudzę, że się łuszczy, że swędzi i jest popękana. I może dlatego miałam nadzieję na cud. Ale one zdarzają się bardzo rzadko...
Żeby nie było, że jestem dziś w złym humorze i tylko będę narzekać, zacznę od plusów.
Olejek ma dość przyjemny zapach. Kojarzy mi się z oliwką dla niemowląt :) Do tego jest bardzo wydajny. Zdjęcie zrobione jest po około 2 miesiącach codziennego stosowania! Teraz mam go jeszcze około 1/3.
Jednak na tym moje zachwyty się kończą. Reszta to pasmo rozczarowań.
Po pierwsze ten, kto wymyślił to badziewne opakowanie powinien wylecieć z roboty. Pompka popsuła się po dwóch dniach i teraz aby ją ponownie nacisnąć trzeba ją najpierw ręcznie wyciągnąć do góry.
Po drugie etykieta odchodzi z każdej możliwej strony. Wygląda to okropnie. Gdy ją odkleiłam do końca butelka okazała się tak śliska, że ciągle wylatuje z rąk (albo ja jestem taką ofiarą losu, że nie umiem sobie z nią poradzić).
Po trzecie olejek nie nawilża. Tzn. daje złudne uczucie natłuszczenia i nawilżenia skóry. Po użyciu ciało jest miękkie i delikatne. Zostaje też na nim lekko tłusta warstwa (do zniesienia). Jednak ten ,,efekt cud miód" znika maksymalnie po godzinie zostawiając ciało suche jak wiór.
Wkurza mnie. Tak pięknie to podsumuję. Nie polecam, bo niestety nie spełnia swojej roli. I nic. Będę dalej szukać nawilżającego ideału.
Pozdrawiam
Katiuszka<3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz